OK. Odkryłam małą prawidłowość. Moje życie ma ogromną potrzebę przynajmniej raz na rok zafundować mi niespodziewany zwrot akcji. Gratuluję, życie, podobno piszesz najlepsze historie. Mam nadzieję, że moja historia będzie należała do tych bardziej udanych.
No dobra, cofnijmy się trochę w czasie. Niedużo. 4 września 2017. Zaczynam nowe życie. NOWE. Czysta karta. Nowa szansa. Jestem kimś innym. Wszystko co mi zostało z tamtego życia zostawiam na peronie w moim mieście i to w takim miejscu by pierwszy lepszy pociąg rozprawił się z tym skutecznie. Ostatnie 3 tygodnie mojego życia są ciągiem przyjemnych emocji, których nie czułam w takim natężeniu i przez tak długi czas już od baaardzo dawna. Nie wiem, czy jestem szczęśliwa, ale to nieistotne. Ważne jest to, że przestało być źle.
Teraz wstaję wcześnie rano, ubieram się i kiedy wychodzę z domu jest jeszcze ciemno. Główna ulica, przy której mieszkam, jest niemal całkowicie pusta. Moje miasto wydaje się naprawdę niewinne i kruche o tej porze, kamienice na rynku zyskują zupełnie nowy wymiar piękna w subtelnym świetle słońca szykującego się do wzejścia. Lubię to uczucie lekkiego, chłodnego powietrza wypełniającego moje płuca. Docieram na dworzec rozbudzona już odrobiną wysiłku fizycznego i ruszam wzdłuż peronu, żeby pozachwycać się mgłą opadającą na wielkie industrialne budynki opuszczonych zakładów przemysłowych, które stanowią tło dla nadjeżdżających pociągów. Temperatura z dnia na dzień odczuwalnie spada. Na dworze jest bardzo zimno, w wagonie bardzo ciepło. Nie idę szukać miejsc, staję w łączniku tuż przy drzwiach. Tych, które podczas podróży w tę stronę nie otworzą się ani razu. Wpatruję się w pola i pojedyncze budynki za brudną szybą, na której intensywnie skrapla się zimne powietrze i mój oddech. Słońce już świeci mi w oczy. Patrząc na nie, czuję jego majestatyczną siłę i masywność. Zalewa swoim twardym, złotym światłem każdy liść, grudkę ziemi i wglębienie w szynie. Zalewa moje oczy, coraz bardziej nachalnie. Niepowstrzymanie wschody słońca kojarzą mi się z wielkim wybuchem, ogarniające wszystko promienie są jego falą uderzeniową. Ten wybuch jest moją małą, codzienną inicjacją, drobnym odrodzeniem. Cokolwiek złego stało się wczoraj, teraz przechodzę reinkarnację i mogę zaczynać od nowa. Każdy dzień jako mała, wspaniała, osobna historia.
Został tylko strach. Że jednak nie jest dobrze. Że to, co czuję jest tymczasowe. Że, któregoś dnia obudzę się i znowu będzie źle.
music
czwartek, 28 września 2017
czwartek, 17 listopada 2016
17.11.16
Mam mały dylemat... Otóż, jeśli dopasowuję się do innych w sposób naturalny i jeśli chłonę ich emocje, a do tego jestem w stanie określić siebie tylko dzięki reakcjom innych ludzi na moje zachowanie, to gdzie kończę się ja, a zaczynają oni? Czy jest w ogóle takie miejsce? Czy ktoś prócz mnie odczuwa problem tego typu?
Długo zastanawiałam się, czy mogę się odciąć od emocji innych ludzi. Doszłam do wniosku, że jest małe prawdopodobieństwo, że mi się uda. Niestety odczuwam je niemal dokładnie jak własne, z nasileniem zależnym od mojej więzi emocjonalnej z daną osobą. Można by pomyśleć - w takim razie problem nie jest aż taki spory. W końcu tworzenie więzi trwa i silną więź emocjonalną mam z niewieloma osobami. To jednak tak nie działa - ja bardzo szybko tworzę więzi. Szybko się przywiązuję. Jeszcze nie wiem, czy to szczęście, czy też niefart, ale emocje są moim symbolem.
Nie wiem, jak to się dzieje, że w listopadzie rzeczywistość zaczyna się komplikować.
czwartek, 27 października 2016
27.10.16 Do niej/niego w formie rodzaju męskiego.
~ Wiesz, któregoś dnia się rozstaniemy. Byliśmy blisko, kiedyś, pamiętam te czasy. Jak rodzeństwo. Długo czekaliśmy na zmianę. Rzeczywistość lubi skrajności, przynajmniej moja. Mogę mieć nadzieję, że Twoja jest łaskawsza choć trochę.
Podobno emocje są kwestią interpretacji odczuć fizycznych. Reakcji zachodzących w organizmie, w mózgu. A reakcje przeciwstawnych emocji są zazwyczaj identyczne. Może dlatego pod wpływem negatywnych bodźców zaczęłam odbierać moje emocje właśnie w ten sposób - jako niechęć i złość.
Wiesz, byłam przy Tobie długo, mimo, że cierpiałam bardzo. Każda chwila była kolejną falą uderzeniową. Czułam, jak maleję, znikam. Jak wysysasz ze mnie energię. To jednak jedynie emocje, mogą nie mieć żadnego przełożenia na realną sytuację, czego niestety nie potrafię zweryfikować. Dlatego nie chcę Cię oceniać, choć jest to bardzo trudne. Wszystkie przymiotniki, których używam by Cię opisać, zazwyczaj w rozmowach face2face sama ze sobą, są również tylko odzwierciedleniem moich emocji. Może po tym wszystkim, co się stało musiałam znaleźć jakiś element poza sobą, który pozwoli mi uwolnić się od poczucia winy. Ale nie mogę powiedzieć, że jesteś bez winy. Teraz zdarzają się sytuacje, w których Twoje jednoznaczne nastawienie pozostawia bardzo przykry wydźwięk. Próbowałam dojść do powodów, przyszedł mi do głowy tylko jeden. Bazując na swoich obserwacjach oraz, oczywiście, odczuciach, zrozumiałam, że budujesz na mnie swoje poczucie wartości. Moje jest wyższe niż było wcześniej, i choć niewiele - jesteś w stanie z niego czerpać. Prawdopodobnie nigdy nie będę miała Ci tego za złe i nigdy się nie dowiesz. Nauczyłam się złość, która może być destrukcyjna dla otoczenia, kierować do siebie. W sobie zazwyczaj jestem w stanie ją wygasić. Zazwyczaj.
Zdarza mi się analizować, co jest ze mną nie tak. Nie rusza mnie to już zbytnio, robię to z czystej ciekawości. Zbieram informację na temat ludzi. Chłonę, uczę się ich. Często analizuję Ciebie, mam wrażenie, jakbyś mnie zastąpił w prawie każdej płaszczyźnie. Tak nie jest, a jeśli jest, to tylko z mojej winy. Nigdy nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków, poza tym, że nie jesteś symbiontem lecz pasożytem. Nic odkrywczego.
Chciałabym, abyś miał świadomość, że dążę do tego, byśmy nie musieli się spotykać, mijać, widywać. Że jeśli nie przyjdę, gdy mnie zaprosisz, to nie z powodu innych planów, tylko żebyś nie dawał mi znów złudzenia, że się przyjaźnimy, bo podświadomie wiesz, jaka jestem naiwna.
Mówią, że się zmieniłeś. To prawda. Zgadzam się - przybyło Ci wad. To, co mogę powiedzieć obiektywnie to przede wszystkim fakt, że wykształciłeś sobie mnóstwo sztucznych zachowań. Jakkolwiek by nie było - znam Cię dobrze i mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem - nie jesteś taki jak pokazujesz. I wiele osób czuje sympatię nie do Ciebie, tylko do obrazu Ciebie, który mają w głowie, który sam im pomogłeś zbudować. Myślę, że to smutne, ile osób dało się złapać. Większość wierzy w ten zestaw hipokryzji. A ja nie wyprowadzam ich z błędu, ponieważ nie mam po co. Dążę do tego, by się od Ciebie oddalić, nie by uprzykrzyć Ci życia. Przede wszystkim, nie miałabym z tego żadnych korzyści, a wiadomo - człowiek to egoista. Nie mam także potrzeby mszczenia się na Tobie za wszystkie rzeczy, które mi zrobiłeś - wszystkie obelgi, niemiłe epitety, subtelne obrazy, lekceważenie i ignorancję. Mało tego, zrobię wszystko, żebyś nie odczuł moich emocji, ani tych względem Ciebie, ani tych, które wywołujesz. Żegnaj, mam nadzieję. ~
Chciałabym, abyś miał świadomość, że dążę do tego, byśmy nie musieli się spotykać, mijać, widywać. Że jeśli nie przyjdę, gdy mnie zaprosisz, to nie z powodu innych planów, tylko żebyś nie dawał mi znów złudzenia, że się przyjaźnimy, bo podświadomie wiesz, jaka jestem naiwna.
Mówią, że się zmieniłeś. To prawda. Zgadzam się - przybyło Ci wad. To, co mogę powiedzieć obiektywnie to przede wszystkim fakt, że wykształciłeś sobie mnóstwo sztucznych zachowań. Jakkolwiek by nie było - znam Cię dobrze i mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem - nie jesteś taki jak pokazujesz. I wiele osób czuje sympatię nie do Ciebie, tylko do obrazu Ciebie, który mają w głowie, który sam im pomogłeś zbudować. Myślę, że to smutne, ile osób dało się złapać. Większość wierzy w ten zestaw hipokryzji. A ja nie wyprowadzam ich z błędu, ponieważ nie mam po co. Dążę do tego, by się od Ciebie oddalić, nie by uprzykrzyć Ci życia. Przede wszystkim, nie miałabym z tego żadnych korzyści, a wiadomo - człowiek to egoista. Nie mam także potrzeby mszczenia się na Tobie za wszystkie rzeczy, które mi zrobiłeś - wszystkie obelgi, niemiłe epitety, subtelne obrazy, lekceważenie i ignorancję. Mało tego, zrobię wszystko, żebyś nie odczuł moich emocji, ani tych względem Ciebie, ani tych, które wywołujesz. Żegnaj, mam nadzieję. ~
sobota, 8 października 2016
19.10.2016
Ostatnio ciężko mi się pisze. Ciężko robi się cokolwiek kreatywnego, wciskam wszystko w szablony, układy, daty i godziny. Zasypiam szybko i budzę się zupełnie niewyspana, bez względu na ilość godzin spędzonych poza świadomością. I brak mi cierpliwości, a gdyby była jakaś witamina, której niedobór właśnie w ten sposób by się objawiał - jadłabym go garściami.
Zaczęłam rozmawiać z ludźmi. Znaczy, nie chodzi o to, że wcześniej tego nie robiłam, teraz jednak nawiązuję konwersacje, dyskutuję, angażuję się. To niesamowite, jak mogę się dzięki temu rozwinąć, dowiedzieć, nawiązać relacje, więzi... Na początku logiczne wydało mi się stwierdzenie: "Gratuluję, odkryłaś Amerykę". Ale dla mnie jest to coś nowego. Niedawno ktoś mi powiedział, że jestem po prostu "głodna emocji". To chyba prawda. Potrzebuję ich. Chłonę. Nasiąkam. Nie wiem, co się z nimi dzieje potem. Być może są pigmentami, które barwią moją rzeczywistość.
Chaos. Ale wydaje mi się, że jest cechą charakterystyczną emocji. Jak się układa emocje?
Wcale.
wtorek, 4 października 2016
04 października: Muszę się tłumaczyć?
Chciałabym przyznać się Wam do kilku rzeczy. Myślę, że to może pomóc nam (Tobie, kimkolwiek jesteś Czytelniku i mnie) w wykształceniu lepszej, bardziej przejrzystej relacji. Bo właśnie tym jest ten blog dla mnie. Relacją. Swego rodzaju więzią.
Po pierwsze - jestem niesystematyczna, za co chciałabym Was przeprosić. A do tego jestem również leniwą prokastrynatorką. Potworne cechy, staram się z nimi walczyć, ale zmienienie nawyku wymaga mnóstwa czasu.
Po drugie popełniam błędy. Wydaje się oczywiste, prawda? Niestety, ludzie mają dziwne podejście do popełniania błędów, szczególnie przeze mnie, ponieważ jestem emocjonalna, o czym też za chwilę powiem. Często słyszę stwierdzenia przesączone wyrzutem i ironią, typu: "Przecież niedawno mówiłaś ZUPEŁNIE coś innego!", "Ojej, czyżbyś zmieniła zdanie?", "Wszystko z tobą dobrze? Nie masz może gorączki, bo chyba zaczynasz bredzić...", "Naprawdę? ALE JAK TO? Przecież [tu podaje używane przeze mnie argumenty], tak mówiłaś ostatnio!" Tak, macie rację. Mówiłam tak ostatnio. Ale teraz mówię co innego. I otwarcie przyznaję się do błędu. Nie miałam racji. Być może teraz też nie mam, jednak wierzę w to, co mówię. Zdaje mi się, że inne podejście jest niemożliwe. Czasem mówią: "To skąd mam wiedzieć, że zaraz znów nie zmienisz zdania? Ta dyskusja w takim wypadku nie ma sensu." Nie rozumiem tej interpretacji. Każdy z nas się zmienia, zmienia poglądy, zmienia opinie. Od tego również są dyskusje. A poza tym - to oczekiwanie, że będę patrzeć na teraźniejsze poglądy przez pryzmat tych, które będę miała, być może, wkrótce. To również zdecydowanie jest hipokryzja ze strony komentatorów.
Kolejny punkt to właśnie moja emocjonalność. Wiele rzeczy angażuję się emocjonalnie, jakby odruchowo. Staram się to ograniczyć, ale... Jestem głodna emocji. W rozmowie często można zauważyć te emocje - irytację, podekscytowanie, radość, beznadzieję, rezygnację i ich wybuchową mieszankę. Najbardziej nie lubię, gdy ktoś mówi ze śmiechem: uspokój się. To ukazuje całkowity brak zrozumienia i współodczuwania rozmówcy. Widzę jednak równie często pozytywny aspekt tej cechy. Wiele osób czuje się dzięki temu wygodniej w rozmowie, bardziej naturalnie, czują, że traktuję ich na serio, pozwala mi na szybkie zyskanie choć częściowego zaufania drugiej osoby. To taka podświadoma zachęta.
Na koniec - nie znoszę skromności. Ale nie tej >prawdziwej<. Wśród moich rówieśników funkcjonuje przekonanie, że skromność to taka cecha, która sprawia, że kiedy ktoś mówi:
"Ale ładnie rysujesz!", Ty odpowiadasz: "Ależ wcale nie!", a druga osoba: "Oczywiście!" i tak w kółko. Nie wiem, czy ja jestem skromna. Z pewnością bardziej niż osoba z przykładu powyżej. Mój sposób "odpowiedni" na takie sytuację, to obiektywność i szczerość. Odpowiedź: "Dziękuję, włożyłam w to dużo pracy", nie sprawia, że jesteśmy nieskromni, tak jak: "Dzięki, ale nie satysfakcjonuje mnie ta praca. Uważam, że mogłabym włożyć w nią więcej czasu, byłaby wtedy lepsza." Wydaje mi się to dość jasne, ostatnio jednak zaobserwowałam, że nie wszyscy są mojego zdania.
Nie zdecydowałam się jeszcze na konkretną formę postów, zapewne będą one lekkimi odbiciami mojej rzeczywistości, jak ten, Może czasem stworzę, jakiś tekst na zasadzie notatki danego dnia, sytuacji, przemyśleń... Forma końcowa sprecyzuje moje obecne założenia, nie potrafię tego zrobić słowami.
Do napisania!
środa, 8 czerwca 2016
8 czerwca - Powrót
Witajcie.
Jestem Nux Ambitiosus Brøgger. Niemal rok temu zawiesiłam tego bloga, stwierdzając, że muszę do niego dojrzeć. Teraz widzę, że dobrze zrobiłam.
Dziesięć miesięcy - tyle dokładnie minęło od ostatniego posta. Dziesięć miesięcy temu moje życie zrobiło porządnego backflipa, niestety skończył się połamanymi nogami. Ale jak to mówią - co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Dziesięć miesięcy musiało minąć by udało mi się stanąć na nogi. I czuję, że stoję dużo pewniej.
Nabrałam przez ten czas wielkiego przekonania, że wszystko dzieje się po coś. Wiem, nic nowego. Ale zamiast po prostu wiedzieć - poczułam to. Ta myśl pozwoliła mi przetrwać. Wiara w to, że wyniosę z tych kłopotów więcej niż straciłam. Zrozumiałam, że prócz upartego dążenia do celu, muszę potrafić także iść na kompromis. Los często podkłada nam kłody pod nogi, to prawda. Ale czemu by nie zrobić z nich wozu?
Czytając swoje wcześniejsze posty załamałam się nad ich niskim poziomem. Dlatego ich już tu nie znajdziecie. Uwierzcie mi - tak będzie lepiej dla wszystkich, a szczególnie dla mnie. Są sprzeczne z wieloma wartościami, które teraz wyznaję. No i nie oszukujmy się - jedyną wartość jaką miały to przestroga: jak NIE robić postów.
Nie ukrywam, że ponowna próba pisania bloga wiąże się dla mnie z ogromnym strachem, że nie potrafię, po prostu nie dam rady. Myśli: "Kto to będzie czytał?" "Kogo to obchodzi?" i im podobne. No cóż, możliwe, że nikt tak naprawdę nie jest tym blogiem zainteresowany. Ale ja jestem. Będę starała się go uczynić, choć trochę, wizytówką mojej duszy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

